niedziela, 8 listopada 2009

refleksja nad książką

Tak, dawno mnie tu nie było, ale jednak jest coś co zmusza do refleksji.

Przeczytałem właśnie reportaże Jacka Hugo-Badera ujęte w książce "Biała gorączka". To naprawdę inspirujące, żeby tak wybrać się samochodem przez całą Rosję aż do Władywostoku. Po drodze poznać Tuwińców, Ewenków, Buriatów i kolejne pokolenie polskich sybiraków. Zatrzymać się na dłużej nad Świętym Morzem Syberii i spojrzeć w jego przepastne wody.
Wyjechać raz jeszcze na Ukrainę i zobaczyć te miejsca o których pisał, w nowym świetle. Natomiast w Mołdawii i Naddniestrzu, spróbować koniaku z zakładów Kvint, porozmawiać z mieszkańcami i zakosztować prowincji. Tym razem nie ominąłbym też Odessy, do której jakoś nie mogę trafić, a po drodze wracałbym przez Czerniowce gdzie urodziła się moja babcia. To miasto wydaje się być bardzo intrygujące. Ciekawe ile zostało z zabudowań przedwojennych i rożnorodności kulturowej stolicy Bukowiny.

Tak, to napewno jest jakiś plan. Można też kolejny raz pojechać na Krym, tylko tym razem koniecznie po zapoznaniu się z dziełami Czechowa i Puszkina, szlak mickiewiczowski już przerobiony.

Innym pomysłem na "bliższy" wschód jest Białoruś, na którą mam zaproszenie od pilotki biura PTTK, rodowitej Białorusinki i oczywiście Sankt Petersburg, ale to już zupełnie inna historia.

No cóż, chyba pan Jacek Hugo-Bader przekonał mnie do zapoznania się bliżej z kulturą rosyjską i postsowiecką szeroko rozumianą. Książka okazała się fascynująca, pełna przydatnych informacji i opisów niezwykłych ludzkich losów, wobec których nie pozostaję obojętny.

niedziela, 10 maja 2009

Arab w Warszawie

Na niedawno odbywającej się konferencji kardiochirurgów w Warszawie w Hotelu Victoria podszedł do mnie pewien człowiek o śniadej karnacji mieszkaniec Arabii Saudyjskiej. Patrząc na mapę miasta zapytał: gdzie tu w centrum jest główny meczet w Warszawie ? Odpowiedziałem mu, że nie mamy w centrum żadnego meczetu, a jedyny jaki jest, znajduje się na ul. Wiertniczej na Wilanowie, ponieważ mniejszość muzułmańska jest bardzo mała i liczy może kilkaset osób. Mój rozmówca zdziwił się trochę i ze zrozumieniem zapytał: A, to tutaj sami Żydzi mieszkają ? [!] Odpowiedziałem mu: Nie, w zdecydowanej większości 90% to katolicy, a Żydów jest może 1000 osób, co w blisko dwumilionowym mieście stanowi niecały procent i mają jedną synagogę.
Zdziwił się jeszcze bardziej i powiedział, że przecież w Izraelu wielu Żydów jest z Polski, a co za tym idzie myślał, że w Polsce mieszkają głównie Żydzi.
Opowiedziałem mu w zarysie historię Polski w XX wieku, z uwzględnieniem lat międzywojennych kiedy to w Polsce mieszkało 12% Żydów, II wojny światowej i niemieckich obozów koncentracyjnych, oraz o czasach powojennych i rządach komunistów i protestach antyżydowskich w marcu 1968 r. Kardiochirurg słuchał zaciekawieniem i odparł, że zawsze interesowała go historia. Jednak nie dawał za wygraną i dopytywał czy nasz minister finansów to nie Żyd, a premier, a prezesi banków ... bo przecież w Belgii, Wielkiej Brytanii i USA...?
Na koniec dał się chyba przekonać, że Polską rządzą Polacy i podziękował za informacje [przecież nie będę go faszerować ideologią Leszka Bubla]. Wrócił jednak za dziesięć minut z pytaniem, czyj to pomnik stoi po drugiej stronie Pl. Piłsudskiego na przeciwko Grobu Nieznanego Żołnierza i kim był ten na pomniku, czy to nie był ... ktoś ważny. Także udało mi się jeszcze przybliżyć historię odzyskania przez Polskę niepodległości i postać Józefa Piłsudskiego temu jakże dobrze wykształconemu historycznie i propagandowo lekarzowi z Arabii Saudyjskiej.
Tu pragnę przypomnieć, że to właśnie król saudyjski niedawno sfinansował skomplikowaną operację chirurgiczną rozdzielenia dwóch polskich dziewczynek, sióstr syjamskich, u siebie w kraju. Czyżby myślał, że pomaga Żydom ? Miejmy nadzieję, że wiedział coś więcej o Polsce.

sobota, 14 lutego 2009

Dzień zakochanych

Dziś miejsce moich obserwacji przeniosło się z Krakowskiego Przedmieścia na ul. Okrzei na Pradze. Mimo, że dzień 14 lutego jest nazwany dniem zakochanych to za oknem wciąż szara rzeczywistość. Akurat na wysokości drzwi do informacji słyszę jak przechodnie kurwami rzucają. Zatem odgłosy samochodów warczących na ulicy i te ludzkie nie napawają optymizmem i miłością.
Twarze ludzi ponure, jakby cieniem spowite, oczy czarne nieprzeniknione jednak coś wyrażają gdy kurwami chlapią jak błotem pośniegowym, co spod kół samochodów przechodniów dopada.
A to wszystko przez pogodę i kałuże na ulicy, dawniej narolną od Wisły, potem Brukową, a dziś Stefana Okrzei zwaną.

piątek, 6 lutego 2009

Włosi w informacji turystycznej

Są takie dni kiedy do Warszawy przyjeżdża bardzo dużo turystów z Włoch. To zwykle okres między czerwcem a wrześniem. Włosi znani są z tego, że prowadzą dość głośne rozmowy, ogólnie lubią gadać, często też nadmiernie gestykulują, kochają futbol i spagetti. Jednak po zetknięciu z polską rzeczywistością stają się trochę mniej gadatliwi, a bystrość ich umysłu pozostawia wiele do życzenia i nagle okazuje się, że uniwersalny język angielski jest dla nich czymś bardzo zawiłym.
Kiedy pytają o ciekawe miejsca warte odwiedzenia w Warszawie okazuje się, że mylą niektóre z nich z zabytkami Krakowa, a stolica Polski, jak im się wydaje, powinna znajdować się przecież koło jakiegoś obozu koncentracyjnego, który można sobie zwiedzić wyjeżdżając na godzinkę z miasta. Po małej korekcie czasu dojazdu i odległości do najbliżej położonego miejsca, w którym znajdował się hitlerowski obóz zagłady pada pytanie (cyt.: Treblinka is it beautiful ?) co powoduje, że już sam nie wiem z kim mam do czynienia i może lepiej było by polecić im jakiś obóz (ogród) zoologiczny który będzie z pewnością piękniejszy i możliwy do ogarnięcia własną percepcją przez każdego człowieka.

Porzucając te trudne tematy przejdźmy teraz do rzeczy bardziej przyjemnych. Szczególnie dla tych co bez kawy się obejść nie mogą.
Pewnego słonecznego dnia trafiło do mnie (do informacji na Starym Mieście) dwóch Włochów z błagalnym pytaniem gdzie tu w Warszawie mogą sie kawy napić. Wskazałem im kilkanaście miejsc w promieniu kilometra na mapie.
Ach, gdyby tylko takie problemy ludzie mieli :)

niedziela, 1 lutego 2009

Ciekawe postaci

Przychodzą. Nie wiadomo skąd przychodzą (bo kraj pochodzenia, czy też język tego nie precyzują), ani dokąd tak naprawdę chcą trafić. Zadają rozmaite pytania, a czasem nawet sami nie wiedzą o co chcą zapytać.
Np. (telefon) cyt.
- Halo ?
- Dzień dobry, Warszawska Informacja Turystyczna, słucham ?
- A... dzień dobry ... nie wiem o co zapytać ... bo ja myślałam, że to taka nagrana będzie. : /
(i odkłada słuchawkę)

A gdyby tylko chcieli odrobinę sprecyzować swoje pytania to już byłaby zupełnie inna rozmowa, a udzielona im pomoc zostałaby z pewnością doceniona. Przecież niewiele trzeba aby sobie przygotować pytanie, a tak, muszę domyślać się co pytający mają na myśli, bo chcieliby coś zobaczyć w mieście. Ale co ? Tego dokładnie nie wiedzą.
Tu trzeba się wczuć w potrzeby przybysza, przejrzeć jego myśli (# ! & ? *!! $!) odgadnąć intencje i zaproponować najlepsze rozwiązanie.

Tak, myślę że w tej pracy nauczę się psychoanalizy.